wtorek, 15 października 2013

Pożegnanie z marzeniami

Póki co, moja choroba wymusiła na mnie pożegnanie tylko i aż z jednym marzeniem. Mam nadzieję, że tak już zostanie i nie będzie chciała więcej i więcej...Nie było to byle jakie marzenie i bardzo ciężko było mi się pogodzić z faktem, że nigdy się nie spełni....
Długo zastanawiałam się, czy napisać ten post.. Szkic roboczy "wisiał" sobie i "wisiał" i pewnie byłoby tak nadal, gdyby nie artykuł na który natrafiłam dzisiaj. Niestety wywołał u mnie wielkie emocje i nie mogłam przeczytać go spokojnie. Trafiłam na blog "Z dołu", czyli jak mówi sama Autorka "to jest blog o tym, że mam stwardnienie rozsiane, siedzę na wózku i mam dziecko". Bardzo chciałam mieć dziecko- nie pierwsze bo na szczęście mam najcudowniejszą małą istotkę na świecie, ale drugie. Marzyliśmy o drugim dziecku i mieliśmy wszystko zaplanowane. Byłam po konsultacji z lekarzem prowadzącym pierwszą ciążę, od kilku miesięcy łykałam kwas foliowy i mieliśmy rozpocząć starania o rodzeństwo dla Pysi... Niestety los zadecydował, że będzie inaczej. Doskonale pamiętam że kiedy usłyszałam diagnozę pierwsze, co powiedziałam do M, to było: "ale ja chcę mieć drugie dziecko". Długo nie mogłam się pogodzić, że Pysia zostanie jedynaczką. Jednak o ile, co do diagnozy lekarze nie do końca są zgodni, o tyle w kwestii posiadania drugiego dziecka już tak. Wszyscy stanowczo odradzają i mówią, że mam się cieszyć, że zdążyłam i mam chociaż jedno.... Straszne! Z zazdrością patrzę na kobiety w ciąży i maluszki. Nie powiem, że pogodziłam się z tą myślą, ale chyba nie mam innego wyjścia. Zawsze kiedy dopada mnie melancholia mocno przytulam Pysię i proszę by nigdy nic złego jej się nie stało... Żeby zawsze była przy mnie... Przykro mi, gdy ludzie nieświadomie mówią, że najwyższy czas pomyśleć o drugim dziecku, że Pysi przydałoby się rodzeństwo. Wiem! I co z tego? Skoro ktoś zadecydował, że musi być inaczej?!
Umiem sobie wyobrazić, co czuła bohaterka wpisu i z jakimi przeciwnościami losu, musi walczyć każdego dnia. Jestem, póki co zupełnie sprawna, ale wiem, ile energii, czasu zabiera opieka nad dzieckiem. Wiem też, ile daje radości i siły i szczerze wcale nie jestem zdziwiona, że pomimo choroby Bohaterka wpisu zdecydowała się na dziecko. Dziwię się ludziom, którzy kogoś osądzają nie mając pojęcia o jego życiu, uczuciach, myślach. Czy ktoś uważa, że to dziecko będzie mniej kochane, tylko dlatego, że jego mama porusza się na wózku? Zamiast osądzać, wszyscy powinni wspierać i zastanowić się, co zrobić, by ludziom chorym, żyło się lżej. Każdy z nas powinien pamiętać, że nie wiadomo, co czai się za rogiem i co los ma jeszcze dla nas przygotowane.... 

Jestem tak stworzona, że muszę działać, nie lubię siedzieć, myśleć i zastanawiać się, co by było gdyby...
Pożegnałam się więc z marzeniami.... weszłam na strych i z bólem serca, zaczęłam segregować ubrania po Pysi. Podzieliłam rozmiarami i rozdałam... Po co się dręczyć i patrzeć na te małe, słodkie skarpetki, pierwsze śpioszki, ulubione spodnie, czy też ukochany kocyk? Mam nadzieję, że będą komuś służyć równie dobrze jak nam. A ja?! No cóż pożegnałam się z marzeniami....Korzystam z życia i cieszę się, że mam moją ukochaną Rodzinę, bo tylko dzięki nim moje życie ma sens....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz