piątek, 23 sierpnia 2013

Tup, tup, tup...

Tup, tup, tup...Sypialnię wypełniał lekki półmrok. Mamusiu! Obudź się! Czas wstawać!! Niechętnie spojrzałam na budzik. Która jest godzina, że ty już nie śpisz kochanie, zapytałam Pysi? Było jeszcze wcześnie i w każdy inny wolny dzień, pewnie jeszcze zostałybyśmy w łóżku. Ale nie dzisiaj. Szkoda marnować czasu. Trzeba przecież spakować walizki, przygotować się do podróży i jak najwięcej czasu spędzić z Pysią, która najbliższe 3 dni ma zostać z Babcią. Zakładam okulary i uśmiecham się pod nosem... Jak to możliwe, że już zdążyłaś mi na nich odcisnąć swój paluszek, pytam bardziej siebie, niż Pysi, zajętej już zabawą? Biorę szmatkę, szybka polerka i już powinno być ok. Hmmm...plama nadal jest. Przyglądam się uważnie okularom i ze zdziwieniem stwierdzam, iż są czyste. Rzucam się w wir zajęć i zapominam szybko o plamie na lewym oku. Wieczorem po czułym pożegnaniu, pełni wyrzutów sumienia, że zostawiamy Puszka w domu, jedziemy z M na lotnisko. Czeka nas lot do Londynu, a później szalone 2 dni u Przyjaciół. Tym razem oprócz zakupów, mamy zamiar jeszcze coś zobaczyć. Pierwszego dnia wybieramy się nad morze. Mimo, iż pogoda nie jest rewelacyjna- wieje i jest chłodno, to i tak cieszymy się, że nie pada. Po spacerze typowy, angielski obiad, czyli Fish and chips, a później to, co tygryski lubią najbardziej, czyli zakupy:-). Drugi dzień naszego pobytu spędzamy zwiedzając Londyn.. Muszę przyznać, że duże wrażenie zrobiło na mnie to miasto. Stare budynki, z, między których wyrastają nowoczesne, strzeliste wieżowce. I ta masa ludzi. A każdy z nich inny, kolorowy, ciekawy, mający swą historię.. Mogłabym tak siedzieć, sącząc kawę i obserwować tych wszystkich ludzi dookoła. Niestety plan dnia mamy napięty, a czas tak szybko płynie...Późnym wieczorem wracamy do domu, trzeba pakować walizki, bo jutro skoro świt, wracamy do domu. Cieszę się, bo bardzo tęsknię za Pysią, a z drugiej strony martwi mnie to oko. Mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Koniecznie po powrocie muszę iść do lekarza. Noc mija szybko, stanowczo za szybko biorąc pod uwagę 4 godziny snu... Samolot i jesteśmy w domu....Pysia czeka na nas z wytęsknieniem. Oczywiście przywozimy obiecane prezenty- dmuchaną piłkę i jajko niespodziankę. Śmiejemy się, że mało wymagające jest to nasze dziecko. Po południu wizyta u lekarza, która nie przynosi nic niepokojącego. Owszem coś się dzieje, ale krople powinny wystarczyć. Na wszelki wypadek muszę zrobić jeszcze jedno badanie, które udaje mi się umówić już na czwartek. Wtedy jeszcze nie wiem, że ten pechowy czwartek 13 na zawsze zmieni moje życie....